1980s 1990s alfa romeo historie Kultura Made in italy Market samochodowy Motorsport racing cars Supersamochody Znalezione na rynku

Kochaj mnie lub rzuć – Alfa 75, samochód, który miał być zwyczajnym sedanem

Pomyśl przez chwilę. Wstajesz rano, kawa, praca, wracasz, może jakiś film, może zakupy, może meczyk w weekend. Życie płynie, jest okej, ale czy jest emocjonujące?

Czy czujesz ekscytację, kiedy rano wychodzisz z domu? Czy drżysz z podniecenia, przekręcając kluczyk w stacyjce? Czy twoje auto warczy, krzyczy, grozi ci, że cię zabije, ale potem cię przytula i mówi: „dobra, teraz zobaczysz coś niesamowitego”?

Nie?

To znaczy, że potrzebujesz Alfy Romeo 75.

Ale nie takiej zwykłej, którą kiedyś jakiś Włoch sprzedawał, twierdząc, że „non ha problemi” (chociaż miał wszystko do roboty). Dzisiaj mówimy o wyścigowych potworach, które nie tylko wyglądają groźnie, ale i naprawdę miały na sumieniu wiele wygranych wyścigów.

A dokładniej, o dwóch absolutnych torowych bestiach, które sprawiły, że BMW i Mercedes mogły tylko patrzeć i zazdrościć.

– Alfa Romeo 75 V6 Quadrifoglio 2.5 Gruppo A (1986) – czyli „A co, jeśli zrobimy torowego wojownika?”
– Alfa Romeo 75 S1 Superturismo (1990) – czyli „A co, jeśli dodamy turbo i sprawimy, że BMW będzie się bało?”


Włoskie podejście do inżynierii, czyli „Zróbmy to tak, jak czujemy, a nie tak, jak mówi logika”

Lata 80. były piękne. Muzyka – świetna. Moda – może trochę szalona, ale stylowa. Motoryzacja? Ostatnie lata, w których inżynierowie robili samochody dla kierowców, a nie dla regulacji unijnych.

Za to Alfa Romeo nie miała najlepszej sytuacji finansowej.
Nie oszukujmy się – oni nigdy nie mieli najlepszej sytuacji finansowej.

Kiedy w 1985 roku ktoś w centrali Alfy powiedział:
– „Słuchajcie, mamy 75-lecie, może byśmy coś zrobili?”

Odpowiedź inżynierów brzmiała:
– „Oczywiście! Zróbmy coś spektakularnego, coś co ludzie zapamiętają!”

A księgowi dodali:
– „Macie trzy liry i jedną butelkę Chianti na projekt”

I tak powstała Alfa Romeo 75 – samochód, który wyglądał jak pudełko po pizzy, ale prowadził się jak marzenie.

Po pierwsze – silnik:

🔸 1.6 Twin Spark – mały, ale waleczny.
🔸 2.0 Twin Spark – jeszcze lepszy, idealny balans między mocą a finezją.
🔸 2.5 V6 Busso – ten dźwięk mógłby być grany na koncertach operowych.
🔸 1.8 Turbo Evoluzione – brzydkie kaczątko, które miało w sobie potencjał demona.

Po drugie – prowadzenie. Alfa 75 to nie była zwykła „osobówka do wożenia dzieci do szkoły”. To był tylnonapędowy dzikus z układem transaxle – czyli skrzynia i sprzęgło były z tyłu, co dawało idealny rozkład masy 50:50. W praktyce oznaczało to jedno: jeśli miałeś odwagę, mogłeś wejść w zakręt bokiem szybciej niż gołębie uciekające przed dziećmi w parku.

Po trzecie – styl. Ta Alfa wyglądała jak coś, co zaprojektował szalony artysta, który dzień wcześniej wypił o jedną butelkę wina za dużo. Ostre linie, wąskie tylne światła, spojler wystający jak dumny ogon kota gotowego do skoku. I chociaż niektórzy mówili, że to „kanciaste pudełko”, prawda była taka: wyglądała jak nic innego na drodze.

Ale zwykła 75-tka to jedno. My tu mamy wyścigowe wersje.


Alfa Romeo 75 Quadrifoglio Gruppo A – Włoski gangster torów, który nigdy nie grał fair

Włosi od zawsze mieli problem z podporządkowaniem się zasadom. Czy to w kuchni, czy to w modzie, czy to w motorsporcie – zawsze robili wszystko po swojemu. Czasem z lekko chaotycznym podejściem, czasem ignorując rzeczy, które teoretycznie były ważne, ale zawsze z pasją, emocjami i czymś, co sprawiało, że cały świat patrzył na nich z zazdrością.

I kiedy w latach 80. na torach dominowały niemieckie i japońskie samochody, Alfa Romeo postanowiła przypomnieć światu, że Włosi nie są od podawania ręczników konkurencji.

Wzięli więc swojego ulubionego sportowego sedana – Alfę Romeo 75 – i postanowili przerobić go tak, żeby na torze był równie subtelny co rozwścieczony byk w środku areny.

Tak powstała Alfa Romeo 75 Quadrifoglio Gruppo A – samochód, który nie prosił o miejsce na torze. On je sobie brał.


„Weźmy zwykłą Alfę i sprawmy, żeby BMW się bało”

Seryjna Alfa 75 była już samochodem, który prowadził się lepiej niż większość konkurencji. Ale kiedy przyszło do wyścigów, inżynierowie uznali, że ma być jeszcze szybciej, jeszcze agresywniej i jeszcze bardziej po włosku.

Co więc zrobili?

Oczywiście – wyrzucili wszystko, co zbędne, dorzucili więcej mocy i sprawili, że samochód stał się jeszcze bardziej nieprzewidywalny.

Pod maską została 2.5-litrowa jednostka V6 Busso o mocy 158 KM.

Tak, wiem, nie wygląda to jak potęga w porównaniu do niektórych torowych bestii tamtych lat. Ale tu nie chodziło o same liczby. Tu chodziło o czystą, dziką naturę i prowadzenie, które sprawiało, że BMW M3 mogło tylko patrzeć w lusterko wsteczne i pytać: „Co to, do cholery, było?”


Skrzynia biegów tam, gdzie jej nie powinno być

Wszystkie zwyczajne samochody mają skrzynię biegów przy silniku. Bo tak jest prościej. Bo tak robią wszyscy.

Ale to jest Alfa Romeo, a nie zwyczajny samochód.

Dlatego Włosi postanowili umieścić skrzynię biegów przy tylnej osi.

Dlaczego?

Bo wtedy auto miało idealny rozkład masy 50:50, co oznaczało, że mogło wchodzić w zakręty szybciej niż przeciętny kierowca zdążył się pomodlić o swoje życie.

Czy było to praktyczne? Oczywiście, że nie.
Czy było genialne? Oczywiście, że tak.

Dzięki temu Alfa 75 Quadrifoglio Gruppo A prowadziła się jak prawdziwa wyścigówka, a nie jak nudny, grzeczny sedan, który marzy o emeryturze.


Abele „Tango” Tanghetti – Człowiek, który nie miał czasu na nudę

Każde wyścigowe auto potrzebuje kierowcy, który wie, jak wykorzystać jego potencjał.

I tutaj pojawia się Abele „Tango” Tanghetti – człowiek, który nie tylko znał ten samochód na wylot, ale potrafił wycisnąć z niego więcej, niż ktokolwiek inny.

W sezonie 1987 w Campionato Italiano Velocità Turismo (CIVT) Tanghetti pokazał, że Alfa 75 to nie jest zabawka.

Samochód walczył jak wściekłe zwierzę, nie dawał się wyprzedzać, wchodził w zakręty z prędkościami, które przyprawiały konkurencję o ból głowy.

Rezultat? Piąte miejsce w generalce i trzecie w swojej klasie.

To może nie brzmi jak wielka dominacja, ale biorąc pod uwagę, z kim ta Alfa się ścigała – to był pokaz siły.

BMW, Fordy i inne niemieckie maszyny nagle miały problem – bo oto na torze pojawiła się Alfa, która nie zamierzała odpuszczać.


Alfa Romeo 75 Superturismo – Włoski furiat, który nie miał czasu na uprzejmości

W latach 80. i 90. BMW M3 było jak ten dzieciak w szkole, który zawsze wygrywał zawody sportowe, dostawał najlepsze oceny i wszyscy mu zazdrościli. Niemcy zbudowali samochód, który wygrywał w wyścigach, w testach magazynów motoryzacyjnych i nawet sąsiedzi kiwali głowami z uznaniem, gdy przejeżdżał obok.

Ale Alfa Romeo nigdy nie lubiła patrzeć, jak inni zgarniają nagrody.

Bo jeśli jest coś, czego Włosi nienawidzą bardziej niż niedogotowane spaghetti, to właśnie bycie w cieniu niemieckiej konkurencji.

Więc postanowili, że zrobią coś, co zetrze uśmiech z twarzy kierowców BMW.

I tak powstała Alfa Romeo 75 Superturismo – samochód, który nie chciał rywalizować. On chciał dominować.


Włoska filozofia budowania wyścigówek: „Po prostu dajmy mu turbo!”

Zamiast poprawiać aerodynamikę, ulepszać zawieszenie czy inwestować w testy w tunelu aerodynamicznym, inżynierowie Alfa Romeo zrobili to, co każdy szanujący się Włoch zrobiłby w tej sytuacji – po prostu dorzucili turbo.

Ale to nie było jakieś tam niewinne, małe turbo, które dodaje kilka koni mechanicznych, żeby klient w salonie poczuł się wyjątkowo. Nie. To było turbo, które zmieniało całą dynamikę auta.

Pod maską znalazł się 1.8-litrowy silnik, który generował 410 KM.

Tak. Czterysta dziesięć koni mechanicznych.

Dla porównania – w tamtych czasach Ferrari 348 miało „zaledwie” 300 KM.

Czy to było rozsądne? Absolutnie nie. Czy to było skuteczne? Jak najbardziej.


Napęd, który kazał ci się modlić przed każdym zakrętem

Alfa 75 już w standardowej wersji prowadziła się jak marzenie. Dzięki transaxle i idealnemu rozkładowi masy 50:50 była bardziej zwinna niż politycy przed wyborami.

Ale Superturismo to była zupełnie inna bajka.

Tutaj zawieszenie było tak twarde, że każda dziura w asfalcie czuła się jak atak na kręgosłup kierowcy.

Każdy zakręt wymagał pełnego skupienia. Jeśli popełniłeś błąd, Alfa nie pocieszała cię, tylko brutalnie zrzucała cię z toru, przypominając, że to nie jest samochód dla amatorów.

To było auto, które albo cię pokochało, albo postanowiło cię zabić.


Nicola Larini – Człowiek, który ujarzmił bestię

Każde wielkie auto potrzebuje wielkiego kierowcy.

I tutaj na scenę wchodzi Nicola Larini, człowiek, który nie tylko wiedział, jak prowadzić Alfę 75 Superturismo, ale też sprawił, że BMW M3 zaczęło wyglądać jak smutny samochód flotowy.

W sezonie 1990 Larini wygrał 5 z 8 wyścigów, w których wystartował.

To nie była zwykła dominacja. To było publiczne upokorzenie konkurencji.

Gdy Alfa Romeo wjeżdżała na tor, wszyscy wiedzieli, że to ona rozdaje karty.


BMW M3 próbowało walczyć, ale… no cóż, próbowało

BMW M3 miało wszystko: moc, precyzję, niemiecką inżynierię. Ale miało jedną wadę – nie było Alfą.

Kiedy Alfa Romeo 75 Superturismo wchodziła do rywalizacji, Niemcy zrozumieli, że ktoś właśnie zabrał im ich piaskownicę.

Samochód był:
🔥 Lżejszy niż BMW.
🔥 Mocniejszy niż BMW.
🔥 Bardziej nieprzewidywalny niż włoski temperament.

I to wystarczyło, żeby przypomnieć światu, że Alfa Romeo wciąż potrafi robić wyścigowe potwory.


Dlaczego Alfa Romeo 75 Superturismo była wyjątkowa?

Nie chodzi tylko o to, że była szybka. Chodzi o to, że miała charakter.

To nie był samochód dla każdego. Jeśli nie wiedziałeś, co robisz, Alfa pokazywała ci drzwi.

Ale jeśli wiedziałeś, jak się z nią obchodzić, to dawała ci więcej emocji niż jakiekolwiek inne auto na torze.

Dzisiaj jest legendą.

Kiedy ktoś mówi „superturismo”, wszyscy myślą o BMW M3. Ale kiedy ktoś mówi „prawdziwa wyścigowa dusza” – wtedy myśli o Alfie Romeo.


Czy powinieneś kupić którąś z nich?

Jeśli kochasz samochody, to nawet się nie zastanawiaj.

Ale pamiętaj – Alfa 75 to nie auto dla każdego.

✔ To samochód, który ma humory.
✔ To samochód, który czasem może sprawić, że rzucisz kluczyki o ścianę.
✔ To samochód, który wymaga uwagi.

Ale jeśli mu ją dasz?

Odpłaci ci się uczuciem, którego nie znajdziesz w żadnym nowym aucie.

Więc jeśli masz szansę – kupuj.

A jeśli nie masz pieniędzy?

Cóż… przecież nie potrzebujesz dwóch nerek, prawda?