Porsche 944 GTP: Czyli projekt kiedy Inżynierowie się nudzą.
Porsche. To firma, która nieustannie daje nam powody, abyśmy zadłużyli się w banku na cudo techniki, ze Stuttgartu . I choć większość ludzi kojarzy tę niemiecką markę z legendarnymi 911, to pewnego dnia w latach 80. inżynierowie wpadli na pomysł: „Hej, a co gdybyśmy zrobili coś, zupełnie innego?” I tak oto narodził się Porsche 944 GTP – dziecko szalonego romansu między inżynierią, aerodynamiką i całkiem sporą ilością turbo.


Źródło: SuperCars.net
Wstęp do szaleństwa
944 GTP to nie był zwykły samochód. To był wściekły Amstaff wyrywający się z łańcucha, który zadebiutował na Circuit de la Sarthe w 1981 roku. Wyposażony w 2,5-litrowy, 16-zaworowy silnik z turbosprężarką KKK, produkował około 410 KM. Jeśli myślisz, że 410 koni w samochodzie ważącym tyle co pudełko zapałek to mało to… jesteś w błędzie. To wystarczyło, żeby Porsche rywalizowało w czołówce wyścigu. Porsche 944 GTP było w istocie eksperymentem, niemalże prototypem późniejszego 944 Turbo. A w świecie wyścigów prototyp oznacza jedno: prawdopodobnie albo się rozpadnie, albo zadziwi świat. I zgadnijcie co? Ten kawałek niemieckiej inżynierii zrobił obie rzeczy jednocześnie.


Źródło: SuperCars.net
Le Mans
Kiedy w 1981 roku Porsche postawiło 944 GTP na starcie 24-godzinnego maratonu Le Mans, ludzie podchodzili do niego jak do egzotycznego zwierzęcia w zoo. Owszem, Porsche miało już wtedy swoje 936 i 956, ale ten samochód wyglądał inaczej. Był szerszy i bardziej agresywny. Wyglądał jakby chciał pożreć konkurencję a nie tylko wygrać wyścig. I rzeczywiście – mimo że miał mniej mocy niż większość konkurentów, okazał się piekielnie szybki i niezawodny. Przejechał pełne 24 godziny i zajął siódme miejsce w klasyfikacji generalnej, a trzecie w swojej klasie. Czy to było wystarczająco dobre, by Niemcy zaczęli otwierać szampana? Oczywiście, że nie. To byli Niemcy. Oni chcieli pierwszego miejsca, a nie jakiegoś tam prawie podium.


Źródło: WheelsAge.org
Co stało się później?
Po Le Mans, Porsche 944 GTP trafiło na boczny tor. Dosłownie. Choć samochód udowodnił swoją wartość, Porsche miało inne priorytety, 956 oraz 962, które miały zdominować wyścigi długodystansowe. A co z 944 GTP? Cóż, jak to często bywa w motorsporcie, jego los nie był zbyt łaskawy. Po zakończeniu swojej krótkiej kariery wyścigowej, egzemplarze testowe i wyścigowe w większości zostały rozebrane lub porzucone. Jeden z nich trafił do wewnętrznych testów Porsche, gdzie przez kolejne lata był wykorzystywany do badań aerodynamiki i osiągów silnika. Inny został wystawiony na sprzedaż, ale nikt nie był zainteresowany kupnem wyścigowego prototypu, który nie miał konkretnej przyszłości. Ostatecznie, większość tych pojazdów została albo rozmontowana na części, albo zwyczajnie zniszczona.

Źródło: RacingSportsCar.com
Technologiczny majstersztyk
Co sprawiało, że 944 GTP było tak wyjątkowe? Aluminiowy blok silnika był czymś rzadko spotykanym w tamtych czasach, a skrzynia biegów transaxle (czyli zamontowana z tyłu dla lepszego rozkładu masy) sprawiała, że prowadziło się jak gokart na sterydach. Co więcej, karoseria została wykonana z lekkiego kompozytu, a aerodynamika na tyle dopracowana, że nawet boczny wiatr bał się go dotknąć. W efekcie powstał samochód, który nie tylko był szybki, ale również bardzo dobrze się prowadził. I to właśnie dlatego 944 Turbo, który później trafił do cywilnej produkcji, był jednym z najlepszych samochodów sportowych lat 80.


Źródło: Porsche.com