PROLOG – MARZENIA, PRĘDKOŚĆ I WŁOSCY SZALEŃCY PRZY ESPRESSO
Wyobraź sobie biuro Maserati na początku lat 60. – drewniane biurka, poplamione od kawy szkice prototypów, dym papierosowy unoszący się w powietrzu. Siedzą tam włoscy inżynierowie, którzy właśnie skończyli oglądać, jak Ferrari, Ford i Aston Martin rozkładają ich samochody na części pierwsze podczas Le Mans.
Jeden z nich wstaje, zaciąga się głęboko papierosem i mówi:
– Panowie, albo robimy coś tak szybkiego, że pokonamy ich jednym ruchem, albo będziemy do końca życia opowiadać, jak kiedyś Maserati było wielkie.
– Więc co proponujesz? – pada pytanie z drugiego końca pokoju.
– Silnik większy niż ego Enzo Ferrariego. Nadwozie tak aerodynamiczne, że gołębie będą się go bały. Prędkość, która sprawi, że kierowcy będą podpisywać testamenty przed wsiadaniem do auta.
– Brzmi jak samobójstwo.
– Nie. Brzmi jak wyścigowe Maserati.
I tak właśnie narodziło się Tipo 151, samochód, który nie tylko miał pobić konkurencję, ale też sprawdzić, jak blisko śmierci można się znaleźć, zanim człowiek uzna, że może to już przesada.

POCZĄTEK BESTII – MASZYNA BEZ KOMPROMISÓW
Tipo 151 było eksperymentem w czystej postaci. Zapomnij o wygodzie, zapomnij o bezpieczeństwie. To auto nie miało w sobie grama kompromisu. Inżynierowie wiedzieli jedno: jeśli coś nie zwiększa prędkości, to jest zbędne.

TROCHĘ LICZB, KTÓRE MIAŁY ZASTRASZYĆ FERRARI (I KIEROWCÓW)
Silnik? 4-litrowe V8, potem 5-litrowe, moc wahała się od 360 do 450 KM.
Masa? Niecałe 900 kg – czyli mniej niż współczesne miejskie hatchbacki, ale z mocą większą niż niektóre dzisiejsze supersamochody.
Aerodynamika? Na papierze – rewelacyjna. W rzeczywistości? Zdarzało się, że auto unosiło się przy dużych prędkościach, co było nieco problematyczne.



Wnętrze? Jeśli myślisz, że w środku było cokolwiek, co przypominało komfort, to chyba nigdy nie siedziałeś w samochodzie wyścigowym z lat 60. Tipo 151 było jak klatka dla kierowcy, w której zamiast poduszek powietrznych był jedynie gniew silnika.
A prędkość? Oj tak, prędkość była tutaj absolutnym królem. Samochód był tak szybki, że jego kierowcy często mówili o nim jak o dzikim zwierzęciu, które albo się ujarzmi, albo ono zje ciebie.
Tipo 151 było jak pitbull na sterydach – nie było żadnych zbędnych bajerów, nie było klimatyzacji, nie było luksusu. Był tylko silnik, rama, koła i piekielna prędkość.
LE MANS – FAJERWERKI, KTÓRE NIE WYPALIŁY

Włoska bestia po raz pierwszy trafiła na legendarny tor Le Mans w 1962 roku. Maserati było pewne siebie, bo miało wszystko, co potrzeba – moc, aerodynamikę, no i ten wygląd.
Za kierownicą Lucien Bianchi i Maurice Trintignant – goście, którzy nie przyszli tu się bawić w piaskownicy.
Kwalifikacje? No bajka. Siódma pozycja, a auto wygląda jak milion dolarów. Wszyscy mówią: „To może być ten moment, kiedy Maserati wróci na szczyt!” A potem? Klasyczne „oj, coś poszło nie tak” – 002 psuje się, zanim na dobre zacznie się ściganie. DNF
Tipo 151 było szybkie, ale też cholernie kapryśne. Co z tego, że wyprzedzało konkurencję jak pocisk, skoro miało tendencję do przegrzewania się, gubienia części i ogólnie buntowania się przeciwko swojemu istnieniu?
Na papierze wszystko wyglądało świetnie. W rzeczywistości? Po kilku godzinach wszystkie Maserati Tipo 151 zakończyły wyścig… ale nie na mecie, tylko w garażu, rozebrane na części pierwsze.
1963 – A MOŻE JEDNAK PRÓBUJMY DALEJ?

Maserati miało twardą zasadę: jak nie wyszło, to próbujemy jeszcze raz, tylko szybciej i mocniej! Maserati dostaje nowe serce – teraz to prawie 5 litrów pojemności i 430 koni mechanicznych, a do tego wtrysk paliwa zamiast gaźników. Czyli więcej mocy, mniej problemów? nie.
Samochód dostał mocniejszy silnik. Poprawiono aerodynamikę, zmniejszono masę, dodano nowe hamulce. Wszystko było piękne, wszystko było dopracowane… no, prawie.
Start wyścigu. André Simon biegnie do auta, jak nakazuje tradycja Le Mans. Chce wsiąść… i tu zaczyna się komedia. Otóż okazało się, że uszczelka w drzwiach nagrzała się na słońcu i… przykleiła drzwi na amen. Simon szarpie, ciągnie, w końcu drzwi otwierają się z impetem i walą go w twarz. Krew, wkurzenie, wstyd – idealny początek wyścigu!
Na Le Mans 1963 Maserati Tipo 151 wystartowało jak błyskawica, ale znowu okazało się, że silnik to nie wszystko. Samochód był tak szybki, że zawieszenie i skrzynia biegów powiedziały „STOP” zanim kierowcy zdążyli nacieszyć się prędkością.
Znowu awarie. Znowu rozczarowanie.
1964 – OK, TO TERAZ BĘDZIE DOBRZE… PRAWDA?

Kolonel John Simone nie odpuszcza. Maserati wraca do Modeny na kolejny tuning. Tym razem nowe nadwozie, bardziej aerodynamiczne, i poprawki w zawieszeniu. Testy? Bertocchi, fabryczny kierowca Maserati, osiąga na autostradzie… 198 mph (318 km/h)
Silnik? Większy.
Prędkość? Większa.
Szaleństwo? Również większe.
Le Mans 1964. Testy na torze? Inspektorzy patrzą na maleńką tylną szybkę i mówią: „Eeee, panowie, to jest okienko na listy, a nie szyba.” Maserati wraca do fabryki, poprawia projekt, znowu testy… i wtedy dochodzi do spektakularnej katastrofy.
Monza, trening. Simon pędzi po torze i… bum! Koło odpada przy 260 km/h! Auto kręci się jak szalone, uderza w bandę, a kierowca wylatuje przez drzwi (na szczęście przeżył). Maserati ma tydzień na naprawę, bo Le Mans już za chwilę. Czy zdążyli? Oczywiście!
W Le Mans, 002 znowu zaskakuje – Trintignant wyprzedza 38 samochodów w pierwszej godzinie! Niesamowite tempo, wszyscy znowu mają nadzieję, a potem… alternator, bateria, hamulce. Znowu DNF.
Wyścig? Awaria.
Plan? Klapa.
Ekipa? Załamana.
1965 – OSTATNI TANIEC I WIELKA TRAGEDIA


W 1965 roku Maserati powiedziało: „To już ostatni raz. Albo wygramy, albo zamykamy ten rozdział.”
I tak powstało Maserati Tipo 151/4 – wersja, która miała wszystko: jeszcze lepszą aerodynamikę, jeszcze większy silnik i jeszcze bardziej przerażającą prędkość.
Za kierownicą usiadł Lloyd „Lucky” Casner – kierowca, który miał jedno motto w życiu: „Szybciej znaczy lepiej.” Ale 1965 rok miał dla niego inny plan.
Podczas testów na Le Mans Casner wcisnął gaz do dechy. Maserati, jak dziki rumak, rzuciło się naprzód. Prędkość rosła. Wiatr smagał karoserię.
I wtedy… tragedia.
Casner wychodzi na szybkie okrążenie… i dochodzi do katastrofy. Przy 300 km/h traci kontrolę, samochód koziołkuje, wpada w drzewa.
Wielki huk.
Kawałki metalu na torze.
Cisza.
Casner zginął na miejscu. Maserati Tipo 151/4 przestało istnieć.
EPILOG – DUCH, KTÓRY WCIĄŻ PĘDZI WŚRÓD LEGEND

Dzisiaj Maserati Tipo 151 jest samochodem, który nigdy nie wygrał, ale stał się legendą.
To była maszyna, która nie znała kompromisów. Samochód, który wyprzedzał swoje czasy, ale był tak niebezpieczny, że nie pozwolił sobie na długą karierę. To, co miało być triumfem Maserati, stało się ich ostatnią wielką próbą podboju Le Mans.
Czy Tipo 151 było porażką? Nie.
To była najpiękniejsza klęska w historii wyścigów długodystansowych.
Bo legenda nie rodzi się z wygranych – legenda rodzi się z tych, którzy byli tak szaleni, że próbowali niemożliwego.
LATA 70. I 80. – POWRÓT ZZA GROBU

Gdyby nie Peter Kaus, dziś moglibyśmy tylko oglądać czarno-białe zdjęcia 002 i wzdychać: „Co by było, gdyby…”. Ale ten niemiecki kolekcjoner postanowił zrobić coś więcej – wskrzesić maszynę, która nigdy nie dostała szansy na pełne wykorzystanie swojego potencjału.
Kaus, znany z obsesyjnego gromadzenia wyjątkowych wyścigowych Maserati w swoim słynnym Rosso Bianco Museum, postanowił odbudować 002 w wersji z 1964 roku. Problem w tym, że w latach 70. i 80. Maserati robiło „wiosenne porządki” i masowo wyrzucało stare części. Większość Tipo 151 przepadła – ale nie wszystko.
Po wielu poszukiwaniach i negocjacjach udało się zdobyć oryginalne rysunki techniczne i nawet odnaleźć silnik w… Uniwersytecie w Bari. Dlaczego tam? Bo Włosi mają swoje sposoby na trzymanie skarbów w najbardziej nieoczywistych miejscach.
Nieidealna rekonstrukcja
Z pomocą Modeny i oryginalnego konstruktora Mario Allegrettiego, Kaus odbudował 002, ale… coś się nie zgadzało. Karoseria niby była poprawna, ale wóz nie wyglądał dokładnie tak jak w 1964. Dopiero po latach wyszło na jaw, że rekonstrukcja bazowała na wcześniejszych planach – przez co auto miało nieco inny kształt niż pierwowzór.

Niezależnie od tego, Maserati 002 było gotowe do jazdy. Kaus, jak na prawdziwego kolekcjonera przystało, postanowił nawet trochę nim pojeździć – i szybko odkrył, że to nie jest grzeczny klasyk na weekendowe przejażdżki.
Podczas jednego z pierwszych testów na Nürburgringu… auto postanowiło się wywinąć i zaparkować w barierce. Po tej akcji Kaus uznał, że to jednak trochę zbyt dzikie jak na jego gust i postanowił odstawić je do swojego muzeum. Tam 002 stało przez lata, podziwiane przez fanów, ale bez szans na powrót na tor.
2006 – Nowy właściciel, nowe życie




W 2006 roku kolekcja Rosso Bianco Museum została rozsprzedana, a Maserati Tipo 151/002 trafiło na aukcję Bonhamsa w Gstaad. Tam wpadło w ręce Barry’ego Baxtera – człowieka, który miał zamiar nie tylko go odbudować, ale też wreszcie dać mu drugą szansę na ściganie.
Baxter od razu wysłał auto do Steve’a Harta, jednego z najlepszych specjalistów od historycznych Maserati. I tu zaczęło się wielkie odkrywanie błędów z przeszłości.
Hart szybko zauważył, że:
-Karoseria nie pasowała do ramy tak, jak powinna.
-Wiele elementów bazowało na wcześniejszej wersji 151, a nie tej finalnej z Le Mans 1964.
-Kluczowe części wymagały poważnych poprawek, jeśli auto miało się znów ścigać.
Zamiast naprawiać błędy, postanowiono… zbudować wszystko od nowa, ale tym razem poprawnie.
Ostatecznie odbudowa 002 zajęła pięć lat. Nowa rama, nowa karoseria, poprawione zawieszenie i, co najważniejsze – oryginalny silnik z Le Mans 1965, który udało się odnaleźć we Włoszech.
Gdzie? Oczywiście w magazynie pełnym starych części, sprzedanych „na boku” przez mechaników Maserati. Silnik był kompletny, nietknięty od lat 60., a po generalnym remoncie wrócił na swoje miejsce.

W 2012 roku Maserati Tipo 151/002 po raz pierwszy od dziesięcioleci znowu usłyszano na torze – i to gdzie? Na Goodwood Revival!
Po udanym debiucie w Goodwood 002 wróciło na historyczne tory, biorąc udział w takich wydarzeniach jak:
🏁 Le Mans Classic
🏁 Peter Auto’s Greatest Trophy
🏁 Masters Gentleman Drivers
🏁 Goodwood Members Meeting
TO NIE SAMOCHÓD, TO TESTAMENT LUDZKOŚCI PRZECIWKO ROZSĄDKOWI






Kto powinien kupić to auto?
✔ Osoba, która wierzy, że życie zaczyna się od 5000 obrotów na minutę.
✔ Ktoś, kto lubi uczucie, kiedy tylne koła próbują przejąć kontrolę nad jego życiem.
✔ Ktoś, kto uważa, że nowoczesna elektronika w autach to oszustwo dla słabych.
✔ Ktoś, kto wie, że prawdziwa miłość to zapach spalonego paliwa i gorącego oleju silnikowego.
Kto NIE powinien go kupować?
✖ Ktoś, kto szuka samochodu na niedzielne przejażdżki do kawiarni.
✖ Ktoś, kto chce się pochwalić przed znajomymi, ale nie ma odwagi docisnąć gazu.
✖ Ktoś, kto wciąż myśli, że elektryczne auta to przyszłość.
Bo to Maserati nie powstało po to, by stać w garażu. Ono chce jechać. I chce to robić szybko.
Nie każdy może ujarzmić bestię. Ale jeśli czujesz, że jesteś gotów – Maserati Tipo 151/4 czeka. I nie ma zamiaru się oszczędzać.